niedziela, 14 czerwca 2015

(...) początki mają to do siebie, że wymagają dużego nakładu wysiłku cz. 2

      Słyszę donośny wrzask z sąsiedniego pokoju, automatycznie budzę się i podnoszę na przedramionach. Widzę,  że Katniss ślamazarnie przeciera oczy, ale ma już rozbudzony umysł, bo odkrywa się i chce wstawać. Ma tak steraną twarz, że aż serce kraja mi się na myśl, że mógłbym pozwolić jej wstać.
     Łapię ją za dłoń i ciągnę z powrotem do łózka. Patrzy na mnie pytająco, gdy otulam ją pościelą, niczym dziecko, i całuję ją w czoło.
- Śpij, czasem warto odpocząć. Ja do niej pójdę - mówię i siadam na krańcu naszego łóżka po czym po omacku szukam swojej protezy. Przypinam ją do kikuta i zeskakuję na ziemie. Przecieram twarz dłonią i czym prędzej gnam do córki. Jej krzykom nie ma końca, więc gdy wchodzę do pokoju, od razu biorę ją na ręce i przyciskam do klatki piersiowej, szczelnie owiniętą ciepłym kocykiem w zwierzęce wzory. Włączam małą lampkę.
     Automatycznie wyczuwam ciepło, bijące od jej małego ciałka, więc mając w głowie złe myśli, przytykam usta do jej czoła. Ta czynność sprawia, że przekonuję się do moich domysłów. Ma gorączkę. Pierwszy raz w życiu.
     Odwijam ją i ściągam skarpetki i ciuszki, pamiętając, że to właśnie należy zrobić, by częściowo zbić temperaturę Pozostawiam ją w samej pieluszce. Przykrywanie dziecka w stanie podgorączkowym czy gorączkowym tylko nasili objawy.
     Wiele nauczyła nas mama, która po porodzie zafundowała nam długą lekcję, postępowania z dziećmi. Ja w zasadzie słuchałem, zafascynowany. Katniss tylko przyglądała się naszej kruszynce i tylko od czasu do czasu, kiedy mama zwracała się bezpośrednio do niej, na chwilę odrywała wzrok od Prim.
     Pamiętam ile bólu i wysiłku sprawiło mi pierwszy raz nazwanie mamy Katniss własną matką, kiedy moja biologiczna zmarła podczas bombardowania Dwunastego Dystryktu. Nie miałem z nią szalenie dobrych relacji, ale kochałem ją.
     Ręką sięgam do szafki, stojącej naprzeciwko łóżeczka córki i odszukuję specjalny termometr, który kupiliśmy przy okazji wyprawki. Delikatnie wkładam jej do ucha i odczekuje odpowiedni czas.
     Kiedy sprawdzam wynik na brzegu urządzenia, widzę, że wynosi trochę ponad 38 stopni, co u niemowlaka jest gorączką.
     Kładę dziewczynkę na swoich kolanach i staram się ją uspokoić, więc po jakimś czasie płacze nieco mniej, ale mimo wszystko wciąż zawodzi. Wycieram jej zapłakaną twarzyczkę i całuję w czoło.
     Szczelnie owijam jej ciałko ramionami i idę z powrotem do sypialni, gdzie biję się z myślą o obudzeniu Katniss. Myślę, że chciałaby wiedzieć co dzieje się z naszym dzieckiem. Kiedy jednak dochodzę do pokoju, widzę, że żona leży, ale nie śpi.
- Ma gorączkę - mówię i podaję jej Prim, a kiedy dostaje ją do rąk, przytula do siebie. Przez chwilę stoję nad nimi i myślę o tym, jakim szczęściarzem jestem, mając przy sobie te dwie kobiety. Następną myślą, która rodzi się w moim umyśle jest to, ile Katniss wkłada serca w wychowanie dziecka. Bywają dni, kiedy panikuje, gdy dziecko zaczyna płakać, lub trzęsą się jej ręce, bo musi ją przewinąć, ale wiem, że jest silna. Myślę też, że te wszystkie nowe sytuacje troszkę ją przerażają, a córka przypomina jej utraconą siostrę. Zapewne boi się stracenia dziecka, chociaż to mniej prawdopodobne. Katniss niestety ma zakodowane w głowie, że Prim jest w niebezpieczeństwie, chociaż teraz żyjemy w wolnym kraju. W państwie wolnym od Głodowych Igrzysk i trynii Snowa. Musi dojrzeć do tych myśli.
Jednak początki mają to do siebie, że wymagają dużego nakładu wysiłku.
      Słyszę cichy, ale melodyjny głos Katniss, wyśpiewujący jedną z kołysanek. Od zakończenia wojny dużo śpiewa, ale po porodzie tym bardziej. Dziewczynka śpiewa z nią w swoim języku. To uspokaja naszą córkę, ale też zapewne ją samą.
     Chwytam telefon i wykręcam numer mamy, by upewnić się, co robić. Jest środek nocy, ale jestem pewien, że odbierze.
     Po dziesięciu minutach wywodu i przyswojeniu sobie kilku rad, dziękuję jej i przepraszam za obudzenie. W odpowiedzi słyszę tylko, uprzedzone ziewnięciem "zawsze tu jestem, Peeta " i rozłącza się.
     Kieruję się do kuchni. Po drodze biorę czystą pieluchę tetrową. Moczę materiał chłodną wodą i wracam do sypialni, gdzie zastaję Katniss, przytulającą dziewczynkę, która płacze, a gorące łzy spływają jej po policzkach strumieniami. Dostrzegam również jedną czy dwie łzy, które wypływają z oczu i wędrują aż do brody.
     Proszę dziewczynę, by położyła dziecko na plecach i sam układam okład na udach córki.
Układam się obok żony, a ona kładzie głowę na moim ramieniu. W takiej pozycji spędzamy kolejne piętnaście minut, gładząc główkę, rączki i brzuszek dziecka. Po tym czasie ściągam okład z jej ciałka i podaję syrop, który dostaliśmy od lekarza na nagłe wypadki.
     Po godzinie okładów oraz uspokajania i dziecka, i Katniss, temperatura nieco spada.
     Kładziemy się na łóżku. Twarz w twarz, ramię w ramię. A między nami układamy córkę, którą obejmujemy, tuląc się do siebie. Dziewczynka śpi i widać, że czuje się o wiele lepiej. Polecam Katniss zasnąć, bo potrzebuje regeneracji. Obiecuję jej też, że wszystko będzie w porządku, bo dziecko dostało lek, który dobrze działa.
     Sam nie zasypiam przez dłuższy czas, zdając sobie sprawę, że właśnie trzymam w ramionach cały sens swojego życia.

*

     Dotykam stópki dziecka i uśmiecham się jak szaleniec, gdy ona śmieje się w głos, wyrywając mi nogę, ale zaraz potem podsuwając mi ją z powrotem. Katniss całuje mnie w ramię i wychodzi z łazienki, zostawiając mnie sam na sam z dzieckiem. 
     Mama kiedyś uznała, że mężczyźni często lepiej sobie radzą z kąpaniem, a na dodatek to pomoże mi wytworzyć większą więź z dzieckiem. Może nie taką dużą, jak Katniss podczas karmienia, ale to zawsze coś.
     Kładę ją na przebijaku i rozbieram. 
Upewniam się, że wszystko, co potrzebuje, znajduje się w zasięgu ręki. Najpierw łokciem sprawdzam ciepłotę wody, a kiedy uznaje, że jest w porządku, rozbieram się do majtek i koszulki, po czym ściągam protezę i wchodzę z dzieckiem do wody.
     Układam ją sobie na przedramieniu i zanurzam w wodzie. Dziewczynka przytula policzek do mojej dłoni i nieznacznie porusza kończynami. Uśmiecham się, widząc tę czynność. Pierwszy raz myję moje dziecko i nie wiem czego się spodziewać.
      Polewam delikatnie jej plecki wodą, gładząc różową skórę, a dziewczynka zamyka oczy i jakby zasypia, ale wciąż wydaje z siebie te typowe dla dzieci dźwięki.
     Prim zapłakuje, ale uspokaja się, gdy zaczynam do niej mówić i łaskotać po rączce. Polewam ją powoli i wcale się nie śpieszę, by dać dziecku się zrelaksować.
     Drzwi do łazienki się otwierają, a Katniss wychyla zza nich głowę. Uśmiecham się do niej, a ona nieśmiało wkracza do środka, jakby było to zakazane. 
- Woda jest jeszcze ciepła - mówię zachęcająco, co dziewczyna jednoznacznie interpretuje jako zaproszenie. Ściąga spodnie i wślizguje się za mnie, będąc w samej koszulce i bieliźnie. Owija mnie rękami i odchyla się na bok, by patrzeć na dziecko i moje dłonie zza mojego ramienia.
     Wracam do poprzedniej czynności i oblewam jej główkę ciepłą wodą, uważając, by ciecz nie dostała się do jej oczek. Sięgam po czystą watę i przecieram jej skórę za uszami i miejsce pod szyją, gdzie często się jej ulewa. Prim patrzy na nas szeroko otwartymi oczami.
     Katniss wtula policzek jeszcze mocniej w moje ramię, a ja odkręcam głowę w jej kierunku, by złożyć pocałunek na jej policzku.

     Owijam dziecko w miękki i nagrzany ręcznik, by nie uciekło z niej ciepło. Delikatnie wycieram jej skórę i schylam się by pocałować ją w nosek. Słyszę cichy chichot Katniss, przyklejonej do mojego boku i ciepły oddech na policzku, który delikatnie łaskocze mnie w skórę, pozostawiając tam gęsią skórkę.
     Biorę gazę i przegotowaną wodę, by wytrzeć jej maleńką twarzyczkę i ponownie fałdki na szyi. 
Na dłoń wylewam sobie odrobinę oliwki i wcieram w suche miejsca na jej ciele.
Podnoszę ją i kładę na brzuchu, by nasmarować ją i tam. Maleńka udolnie próbuje podnieś główkę.
Kiedy wraca do pierwotnej pozycji, podsuwam pod nią pieluszkę i zajmuję się nałożeniem kremu na pośladki i na pachwinach, by profilaktycznie zapobiec odparzeniom. Na koniec przecieram jej pępek i biorę się za ubieranie jej. Najpierw białe body, a na to zielone pajacyki z motywami kwiatowymi. Zakładam jej również bawełnianą czapeczkę, by się nie przeziębiła.
     Jeszcze przez moment bawimy się córką. Ja dotykam jej kończyn, dziewczynka odpowiada lekkim kopnięciem, a Katniss zaciska palce na moim przedramieniu. Głowę trzyma na moim ramieniu, a ustami prawie dosięga mojej szyi.
     Ściskając żonę za rękę, idziemy do pokoju małej. Na chwilkę siadamy na fotelu. Ściana na której stoi łóżeczko jest wymalowana od podstawy do sufitu.
     Którejś nocy, kiedy nie mogłem zasnąć, na palcach wymknąłem się z łóżka. Zmierzałem wówczas udać się na strych, by zatracić się w malowaniu. Przeszedłem jednak obok praktycznie pustego wtedy pomieszczenia, zatrzymałem się w drzwiach i po prostu stałem przez chwilę, patrząc na gładką, jasną ścianę. Kiedy moje nogi wystrzeliły do przodu, trafiłem na strych, ale tylko po to, by zabrać farby i pędzle.
     Odsunąłem łóżeczko i szafę, wyłożyłem na podłodze mnóstwo gazet po czym zabrałem się za szkice. Najpierw przy pomocy ołówka delikatnie naprowadziłem granice mojego obrazu, a następnie nakładałem odpowiednie kolory,  aż po całej nocy pracy na ścianie znalazła się łąka w różnych odcieniach zieleni. Łąka rozciągająca się od jednego końca ściany do drugiej, bogato usłana różnorodnymi kwiatami. Z lewej strony namalowałem drzewo - jedno z wielu, bo z tyłu jest las. Na jego gałęzi umieściłem samotnego kosogłosa, do którego leci kolejny. Na przeciwnej gałęzi siedzi wiewiórka. Przy samym suficie lata stado czarnych ptaków, zmierzających w stronę zachodzącego słońca. Pod drzewem jest lis, a z tyłu sarna. Zaraz obok niej ryś i dzik. Całość wyszła mi sielankowa i myślę, że w sam raz do pokoju dziecięcego.
     Pamiętam też, że tamtej nocy Katniss wstała, wystraszona brakiem mojej obecności. Krzątała się po domu, ale jak później mi mówiła, pokój dziecka był ostatnim miejscem, do którego zajrzała. Kiedy zobaczyła w połowie skończony obraz, zasłoniła ręką usta i trochę się wzruszyła. Do końca nie wiem dlaczego. To może kobiece hormony, a może rzeczywiście spodobał się jej ten gest? Nie wiem do dziś.
    
 
      Stawiam Prim na ziemi pomiędzy sobą, a żoną. Dziecko przez chwile stoi na nogach, ale po kilku sekundach upada, raczkuje w moim kierunku i łapie swoją nóżkę i podciąga do twarzy, co wywołuje u nas cichy śmiech.
     Patrzę na Katniss, która wbija wzrok w dziecko. Nawet minimalizuje ilość mrugnięć, żeby nic nie przegapić, ale przecież na kanapie siedzi nasza rodzina, uzbrojona w kamery.
     - Dalej, Prim - zaczynam. - Chodź do tatusia.
     Wstaję i stawiam ją na nóżki po czym siadam na swoim pierwotnym miejscu. Dziewczynka przez moment chwieje się i znów upada, a ja powtarzam czynność kilkukrotnie, stawiając ją na nóżki, aż w końcu robi jeden niepewny krok, ale nie upada. Katniss aż podskakuje, kiedy to widzi. Robi kolejne dwa chwiejne kroki i w końcu jest w moich ramionach, chociaż pod koniec jej marszruty muszę ją łapać. Całuję ją w czoło i czuję dumę. Moja córka!
- Ona idzie, idzie! - Katniss krzyczy i widzę, że ta mała czynność, bo bardzo związała się z córeczką przez ponad rok, odkąd ją mamy. Może początki były dla niej trudne, ale teraz idzie jej coraz łatwiej i bez problemu czerpie przyjemność z wszystkich małych rzeczy. I to garściami! - podobnie jak ja.
     Z powrotem stawiam ją na ziemi, tym razem twarzyczką do Katniss.
- Idz do mamusi - polecam jej, a ona wywraca się, ale za drugim razem, kiedy znów stoi, z werwą rusza przed siebie,wymachując rękami.
     Katniss wyciąga do niej dłonie, uśmiechając się szeroko, ale przyciska je do ust, gdy słyszy " ma - ma". 
    Wystrzela w górę, zatrzymując powietrze w płucach. Szybko wypuszcza je z głośnym świstem, gdy przypomina sobie o potrzebie oddychania. Odkrywa rozchylone wargi i chce coś mówić, ale przychodzi jej to z trudem, bo zapomina języka w ustach.
- Ona - mówi. - Ona powiedziała...
      Widzę jej rzęsiste łzy i sam ronię jedną, która roztrzaskuje się na dywanie. Wstaję i siadam z żoną, którą przyciskam do swojej piersi. 
- Ona powiedziała... - powtarza się, ale nie potrafi dokończyć zdania, bo za każdym razem zalewa się łzami. Scałowuję tylko ciecz z jej policzków i przepełniony szczęściem, patrzę na córkę, która czołga się po ziemi i uparcie usiłuje wstać na nogi. 

*

Nazywam się Peeta Mellark. Jestem synem piekarza, który zmarł w bombardowaniu mojego miasta.
 Wraz z moją piękną żoną mieszkam w 12 Dystrykcie. W życiu nie miałem łatwo. Namordowałem się dla swojej miłości. Teraz żyje nam się lepiej. Katniss nazywa mnie swoim żółtym mniszkiem na wiosnę. To chyba przez to zdarzenie sprzed wielu lat... Nadal nie jestem pewien co do moich wspomnień, ale wierzę, że Katniss jest dobrym człowiekiem i nie chciałaby mnie skrzywdzić. Wciąż uczę się radzić sobie z atakami, ale Katniss jest ze mną. Bez niej nie dałbym sobie rady.
Mamy śliczną córeczkę, którą kocham nad życie. Jest jedną z dwóch najważniejszych dla mnie osób. O dziecko prosiłem Katniss bardzo długo. W końcu zgodziła się, ale było jej trudno. Teraz radzi sobie o niebo lepiej. Jest dobrą matką, dobrą córką, dobrą żoną. 


➳➳➳
Witajcie, witajcie, witajcie!
Dziękuję Wam. Tak o!, za wszystko, bo na serio czuję się wdzięczna za każdą opinię. Może tego bloga nie czyta mnóstwo osób, ale wiem, że mam swoich stałych czytelników, którzy czekają na niedzielę. To na prawdę napawa mnie szczęściem.
     Mam wielką nadzieję, że zostaniecie ze mną jeszcze jakiś czas :) Przypominam, że w zakładce "pomysły i spamownik" można podsuwać mi swoje pomysły! 
Chciałabym też Was prosić, by osoby komentujące z anonimowego, podpisywały się. 
+ O cholera! To już 12 epizod. Ale to leci. 
Do niedzieli, Roksana :)